Po serii surfowych produkcji i rewelacyjnej płycie Cenobites belgijska firma Drunkabilly Records wypuściła kolejną ostrą pozycję. Tym razem dostajemy 13 kompozycji tria PHANTOM ROCKERS, wspierającego się w promocji albumu przypomnieniem, że jeden z muzyków, który dołączył do grupy to Karl Morris mający za sobą grę w... Exploited. Jak informuje wydawca, to właśnie jego zasługą jest oblicze jakie poznajemy na ”Rise Up”, a jest to połączenie punka, psychobilly i starego rock’n’rolla.
Płyta nie nienajgorsza ale nie jest niczym porywającym. Chyba trzeba jeszcze zaczekać aby można było z pełnym przekonaniem ocenić zespół bo to co dostajemy tym razem to - mimo wszystko - dość niespójny zlepek fascynacji muzyków, na dodatek zrealizowany w sposób, który mnie nie zachwyca. Zbyt przestrzenne brzmienie nie pasuje do wszystkich utworów, a w większości kawałków czuć brak zdecydowania w kwestiach aranżacyjnych. Nie zawsze to co klawe w kawałkach psycho musi się sprawdzić w numerach punkowych i na odwrót. Naprawdę kręci mnie fajnie zrealizowany i zaśpiewany “Mexico” z chórkami niby żywcem wyjętymi z dokonań Adam And The Ants J . Podobnie brzmi “Crash & Burn”, a niezłego kopa ma wściekły “Run For Your Life” i to jak dla mnie pierwszy prawdziwy rodzynek. Niektóre utwory utrzymane w tym samym tempie ciężko odróżnić od siebie przy pierwszych przesłuchaniach dlatego zapewne najciekawszymi wydają mi się te nieco odbiegające od tendencji dominującej. Wolniejszy i bardziej mroczny “Army of Darkness” to mój drugi faworyt. Ciekawie brzmi “Paln. Paln. Paln.” z rzeźnickimi solówkami ale przegrywa z rewelacyjnym “London Town”, szybkim i melodyjnym, gdzie proporcje psycho i punka są dobrane w sposób niemal idealny.
“Perfect Girl” to rodzynek numer cztery, a ramones-owskie “Psycho Terapy” to ciekawostka, która nie profanuje oryginału ale z nim przegrywa. Dużo ciekawiej prezentuje się clash-owski “Brand New Cadillac”, który mnie rozbroił... zatem.. rodzynek numer pięć. Jeśli te kilka plusów jest w stanie skłonić kogoś do sięgnięcia po album to zapraszam. Pewnie zawodu nie będzie ale do szału też daleko. (Dzidek)